wtorek, 10 grudnia 2013

Szybki dżem śniadaniowy z kiwi i pomarańczy

Oto pierwszy z obiecanych przepisów. Przez chwilę przeraziła mnie klęska urodzaju kiwi, ale szybko okazało się, że znikają one szybciej, niż mogłabym się spodziewać. Na szczęście w porę dotarły posiłki i teraz balkon wypełniły również trzy skrzynie pomarańczy. Z tej okazji postanowiłam przygotować szybki dżem śniadaniowy. Jest pyszny - czarne pestki dodają mu uroku i przyjemnie chrupią a gorzkawy posmak pomarańczy doskonale równoważy słodko-kwaśny smak kiwi i nadaje mu charakteru.

Szybki dżem śniadaniowy z kiwi i pomarańczy


  • 5 kiwi
  • 1 pomarańcza
  • łyżka cukru trzcinowego
  • kilka kropel ekstraktu z wanilii
  • dziś miałam dodatkowo fantazję, żeby dodać łyżkę likieru Grand Marnier, a co!
Przygotowanie jak to w przypadku dżemów bywa, chyba nie wymaga szczegółowego opisu. Tniemy wszystko na kawałeczki, wrzucamy do rondelka, dodajemy i dolewamy pozostałe składniki a po chwili rozkoszujemy się pełnym południowego słońca śniadaniem!


Przepis dodaję do akcji  na Durszlaku "Egzotyka zimową porą".

Enerrrgetyzujący sok z kiwi i pomarańczy

Dzień dobry! Dziś kolejny szybki śniadaniowy przepis - sok z kiwi i pomarańczy. Pyszny i szalenie kolorowy początek dnia dający mnóstwo energii. Miło wypić zimową porą taką bombę witaminową, która przenosi nas myślami na Copacabanę i sprawia, że w żyłach zaczyna grać nam samba!



  • 2 kiwi
  • 1 pomarańcza
  • łyżeczka cukru trzcinowego dla zrównoważenia kwaskowatości owoców
Wszystko wyciskamy w sokowirówce, wypijamy do śniadania i jesteśmy gotowi na zmierzenie się ze wszystkimi wyzwaniami dnia!


niedziela, 8 grudnia 2013

Ale mam "zakwasy" czyli kilka słów o DOMS

Temat na pewno doskonale znany każdemu uprawiającemu mniej lub bardziej intensywną aktywność fizyczną. Na pewno zdarzyło wam się dzień po treningu odczuwać na ciele skutki wysiłku dnia poprzedniego - zdajemy sobie wtedy doskonale sprawę z istnienia pośladków, które przypominają o sobie przy każdej próbie wstania z krzesła. Z kolei przy myciu zębów albo czesaniu włosów uparcie zaznaczają swoją obecność ramiona. Tak, tak, mowa oczywiście o bólu mięśni odczuwanym po wysiłku fizycznym, mogącym utrzymywać się do kilku dni, zwanym popularnie "zakwasami".

Dlaczego boli?

Zanim wyjaśnię dlaczego, napiszę, że na temat samego zjawiska krąży wiele mylnych opinii a myląca jest już jego powszechnie stosowana nazwa. Zwykło się utożsamiać ból po treningu z działaniem kwasu mlekowego, tymczasem dowiedziono, że w mięśniach nie ma go już po max 2 godzinach od wysiłku. Prawidłowa nazwa zjawiska to DOMS (delayed onset muscle soreness), czy też "opóźniona bolesność mięśni". Ból spowodowany jest mikrourazami włókien mięśniowych, pojawiającymi się głównie w wyniku ich nadmiernego rozciągania.

Jest kilka czynników, które sprzyjają powstawaniu DOMS:

  • niektóre ćwiczenia, w których mięśnie rozciągają się pod obciążeniem, np. zbieganie ze wzniesienia,
  • ćwiczenia ukierunkowane na niećwiczone wcześniej partie ciała,
  • początki przygody z daną aktywnością fizyczną lub powrót do treningu po pewnym okresie przerwy,
  • niezbilansowana dieta. 

Zjawisko DOMS nie jest niczym złym, co więcej przez niektórych trenujących jest wręcz pożądane, stanowi dowód wysiłku włożonego w wykonanie ćwiczeń i przypomina o hektolitrach potu przelanych podczas treningu. Jeśli jednak ból utrzymuje się dłużej niż przez kilka dni może sygnalizować błędy w wykonywaniu ćwiczeń albo okazać się poważniejszym urazem. Z drugiej strony brak bólu mięśni niekoniecznie musi być znakiem, że trening był zbyt lekki czy też, że nie poświęciliśmy mu wystarczająco dużo energii.

Sposoby na zakwasy

Nie ma jednego magicznego sposobu, który sprawi, że ból zniknie jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, tak naprawdę najlepszym lekarstwem jest czas (zupełnie jak z niespełnioną miłością, ale przecież my kochamy trenować;)). Jeśli jednak ból naprawdę daje się nam we znaki, istnieje kilka mniej lub bardziej skutecznych sposobów na jego ulżenie:

  • ćwiczenie o niskiej intensywności, np. przebieżka (działa cuda!),
  • masaże - też skuteczne,
  • leki przeciwzapalne,
  • zimny prysznic,
  • krioterapia,
  • suplementy diety: witamina C i E, aminokwasy (BCAA).
źródło: http://www.centrostudibenessere.com
Muszę przyznać, że mam w sobie coś z masochistki, bo całkiem lubię odczuwać ten mały dyskomfort. Przy obecnej ilości treningów nie zdarza mi się to tak często, więc są takim miłym źródłem satysfakcji i przypomnieniem o włożonym w trening wysiłku.

sobota, 7 grudnia 2013

Trening interwałowy (HIIT)

Dziś kilka słów na temat treningów interwałowych - High Intensity Interval Training (HIIT). To może zacznę od wyjaśnienia: co to takiego?

W dużym skrócie jest to trening, w którym cyklicznie następują po sobie fazy wysiłku o wysokiej i niskiej intensywności. Jeden taki cykl, określany jest mianem interwału. Trening może być stosowany w różnych dyscyplinach sportowych. Ja stosuję tę metodę najczęściej podczas biegania, ale równie dobrze można ją wdrożyć podczas jazdy na rowerze, czy nawet skakania na skakance.

źródło: thejvillereport.wordpress.com

Jakie są zalety treningu interwałowego?

Trening został początkowo opracowany z myślą o profesjonalnych sportowcach, szybko jednak okazało się, że także dla osób ćwiczących amatorsko niesie ze sobą wiele korzyści. Oto najważniejsze z nich:
  • Pomaga osiągać lepsze wyniki: zwiększa siłę, prędkość i wytrzymałość.
  • Jest jednym z najlepszych treningów odchudzających, sprzyja redukcji tkanki tłuszczowej wykazując zdecydowanie większą skuteczność od treningu aerobowego o stałej intensywności.
  • Jednocześnie nie spalamy mięśni, jak podczas długotrwałych ćwiczeń aerobowych.
  • Pozwala oszczędzić czas - jest intensywny, ale można zamknąć go w niewielkim przedziale czasu.
  • Reguluje gospodarkę hormonalną, a zwłaszcza wydzielanie insuliny.

Jak to działa?

Czytając o treningach interwałowych aż trudno jest uwierzyć we wszystkie płynące z niego korzyści, potwierdzają je jednak liczne badania naukowe prowadzone od lat 90. To dobroczynne działanie spowodowane jest tym, że ćwiczenia interwałowe wywołują zjawisko zwane EPOC (Excess post-exercise oxygen consumption), co po naszemu nie znaczy nic innego jak zwiększona powysiłkowa konsumpcja tlenu. Polega ono na zwiększeniu poboru tlenu po wzmożonym wysiłku w celu przywrócenia w organizmie stanu równowagi. Mają więc miejsce liczne procesy, o których nie będę się teraz rozpisywać, które wymagają zwiększonej podaży energii, ważne jest to, że zwiększa się wtedy nasza podstawowa przemiana materii. Oznacza to tyle, że nawet po zakończonym treningu, leżąc z pilotem na kanapie, wciąż będziemy spalać większą ilość kalorii. Jak wykazują badania, czas trwania takiego przyspieszonego metabolizmu może sięgać nawet 24 godzin.

No to zaczynamy!

Jeśli już was przekonałam do zalet treningu interwałowego i zdecydowaliście się do niego przystąpić, oto kilka wskazówek, jak należy go wykonywać:

Po pierwsze ważny jest dobór protokołu, tzn określenie stosunku czasu pracy (biegu) do czasu odpoczynku (truchtu, marszu). Protokół oczywiście uzależniony powinien być od naszej kondycji.

Najlepiej opracować progresywny plan treningowy, który pozwoli nam szybko obserwować poprawę wyników i ogólnej wydolności.

Oto przykładowy trening:

Rozgrzewka - 4-5 min średnie tempo
Praca - 20s (bieg o maksymalnej intensywności)
Odpoczynek - 60s (trucht, marsz)
Taką serię należy powtórzyć 8-10 krotnie
Na koniec faza spoczynkowa - trucht przez 4-5 min, podczas, którego uspokajamy pracę serca i powoli powracamy do normalnej aktywności.


Stosunek czasu pracy i odpoczynku może być modyfikowany w zależności od naszych możliwości. Możemy także zwiększać lub zmniejszać intensywność treningu modyfikując ilość serii.


Jeszcze pozostaje czysto techniczne zagadnienie - jak precyzyjnie odmierzać czas pracy i odpoczynku? Tutaj pomoc stanowić mogą coraz bardziej powszechne aplikacje. Ja stosuję HIIT Interval Training Timer i jestem z niej zadowolona - jest prosta w obsłudze, sygnalizuje sygnałem dźwiękowym początek poszczególnych faz i co najważniejsze przy tak dużym wysiłku nie koliduje z grającą w tle muzyką, która sprawia, że biegnę na endorfinowym haju!


źródło: https://play.google.com/store/apps

piątek, 6 grudnia 2013

Kiwi - czas na superowoce!

Zmartwiłam się dziś rano, bo mamy 6 grudnia, a tu żadnych prezentów, Mikołaj nie przyniósł mi nawet rózgi! No cóż, we Włoszech po prostu nie obchodzi się Mikołajek, czas na prezenty nadejdzie dopiero 6 stycznia, kiedy to zgodnie z tradycją przynosi je czarownica Befana (lub zostawia węgielki, jeśli dzieciaki coś przeskrobały).

Kiedy weszłam do kuchni, czekała mnie jednak miła niespodzianka, mój współlokator wrócił od rodziców i przywiózł takie oto skarby prosto z ich ogródka!


Jak się okazuje, ten prezent to istny skarb. Czy wiecie, że kiwi jest jednym z superowoców? Super- czyli takich, które charakteryzują się niezwykłym bogactwem składników odżywczych i wysokim stężeniem antyoksydantów spowolniających proces starzenia i mających dobroczynny wpływ na nasze zdrowie. Szczególnie teraz, kiedy pogoda nie dopisuje warto wspomóc układ odpornościowy i zapewnić naszemu organizmowi taką tarczę ochronną.



Już niedługo zamieszczę super-przepisy dla super-zdrowia z wykorzystaniem mikołajkowych kiwi! 

czwartek, 5 grudnia 2013

Owoce morza - skarby z głębin

Dziś makaron po raz kolejny, ale tym razem w nowej odsłonie - z mulami. Jeden z powodów, dlaczego kocham przebywać we Włoszech to dostępność wszelkiego rodzaju owoców morza. Wielką przyjemność sprawiają mi zakupy na targu, gdzie można się przyjrzeć przeróżnym stworom z głębin, choć uwielbiam też przygotowywać potrawy z ich udziałem. 



Kuchnia bolońska, z racji, że Bolonię dzieli od morza trochę kilometrów, nie obfituje w tego typu rarytasy. Zdjęcia, które publikuję w dzisiejszym poście zrobiłam podczas pobytu na Sardynii, która z kolei pod tym względem jest kulinarnym rajem. Sama wizyta na targu w Cagliari to niezwykle barwne i emocjonujące przeżycie, a konsumpcja zakupionych tam smakołyków to kolejne wrażenia - dla podniebienia.

Przedstawiam więc przepis na makaron z mulami, choć wiem, że w Polsce z dostępnością świeżych owoców morza nie jest najlepiej. Wspominałam już o tym, jak ważne jest korzystanie z lokalnych i sezonowych produktów, a w przypadku dań takich jak to, składających się z zaledwie kilku składników jest to kwestia fundamentalna. Mrożone owoce morza niestety nie mogą się nawet w niewielkim stopniu równać z tymi złowionymi tego samego dnia, o świeżym i intensywnym smaku morza.

Warto zauważyć, że owoce morza są nie tylko smaczne ale i zdrowe. Są doskonałym źródłem łatwo przyswajalnego białka, witamin z grupy B, jodu, wapnia, selenu i fluoru a także nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3.

Składniki:
makaron spaghetti
małże - 1kg
pomidorki koktajlowe
pietruszka
czosnek
kieliszek białego wina
oliwa


Przygotowanie:

Na początek należy wykonać niewdzięczne zadanie czyszczenia małży. Następnie wrzucamy je wszystkie do dużego garnka pod którym włączamy ogień i przykrywamy go pokrywką. Po kilku minutach pod wpływem ciepła muszle się otwierają. Następnie należy część małży odłożyć na bok a pozostałe wydobyć z muszli. Płyn, który pozostał w garnku trzeba przefiltrować. 
Na tym etapie możemy zacząć gotować makaron. Jednocześnie na patelni rozgrzewamy posiekany czosnek, dorzucamy pomidorki, następnie wlewamy trochę wina. Dodajemy małże - zarówno te obrane, jak i te z muszlami oraz część przefiltrowanego płynu. Makaron odcedzamy, gdy jest jeszcze bardzo "al dente" - po czym dodajemy go do pozostałych składników. Proces jego gotowania powinien zakończyć się na patelni tak aby wchłonął płyn z małży i aby smaki się przeniknęły.

Gotowe - teraz pozostaje tylko zjeść ze smakiem w dobrym towarzystwie i przy akompaniamencie kieliszka białego wina. Buon appettito!