wtorek, 11 lutego 2014

Czekoladki nadziewane musem malinowym


Oto przepis na pyszne czekoladki, którymi możecie obdarować Kogoś wyjątkowego na zbliżające się Walentynki. Takie smakołyki, mogą być też świetnym pretekstem, żeby po ich spałaszowaniu pójść razem pobiegać;) Zabawa w cukiernika jest dosyć pracochłonna, ale dzięki temu efekt końcowy daje tak dużo satysfakcji! Samo wykonanie nie jest trudne, ważne jest jednak, żeby składniki były dobrej jakości.




Składniki:
  • 80g czekolady mlecznej (ja użyłam Ritter - moja ulubiona),
  • 50g czekolady deserowej,
  • maliny (teraz niestety tylko mrożone),
  • 50ml śmietanki 30%
  • 80g białej czekolady 


Najpierw przygotowujemy nadzienie - ja zrobiłam mus malinowy. Najpierw przesmażyłam maliny. Następnie rozpuściłam czekoladę białą ze śmietanką, wymieszałam z musem i pozostawiłam do ostudzenia.

Następnie - najtrudniejsze zadnie - temperowanie czekolady. Można pominąć ten krok, ale dzięki temperowaniu czekoladki będą śliczne i błyszczące. Nie będę się mądrzyć, tylko odsyłam do bloga: http://foodmag.pl/blog/temperowanie-czekolady-krok-po-kroku/, bo z niego właśnie zaczerpnęłam informacje i muszę przyznać, że efekt końcowy przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Dodam, że użyłam zarówno czekolady mlecznej, jak i deserowej.

Gdy już nasza czekolada jest gotowa, smarujemy nią specjalne foremki - najlepiej użyć do tego pędzelka. Ścianki pokrywamy dosyć cienką warstwą, po czym wkładamy foremki do zamrażalnika na ok. 10 min, po czym powtarzamy tę czynność. Potem umieszczamy w powstałych dziurkach nadzienie pozostawiając kilka mm na górze i dopełniamy je pozostałą czekoladą. Odstawiamy jeszcze na min. godzinę do lodówki, po czym wyjmujemy je z foremek i... gotowe!

Wyszło ok. 30 czekoladek, przydatność do spożycia - kilka dni, ale ostrzegam - baardzo szybko znikają!


Słodkie Walentynki 2014 Pralinki, trufelki, czekoladki... 3

niedziela, 9 lutego 2014

Kamil Stoch mistrzem olimpijskim!


Mamy złoto! Kamil Stoch w fenomenalnym stylu wygrał dzisiejszy konkurs bijąc rekord skoczni i pozostawiając rywali daleko w tyle! 

źródło: sochi2014.com

Wielkie brawa za talent, trud włożony w trening i za to, że nie ugiął się pod ciążącą na nim presją w najważniejszym momencie i oddał dwa wspaniałe skoki! Bardzo dobrze zaprezentowali się też Maciej Kot (7. miejsce) i Jan Ziobro (13. miejsce). Mam nadzieję, że będziemy mieli na tych igrzyskach jeszcze więcej okazji do wzruszeń i radości i, że nasi sportowcy wrócą z kolejnymi medalami (wykonanymi z dowolnego kruszczu;-). 

Dziękujemy!

źródło: sport.pl

sobota, 8 lutego 2014

XXII Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi otwarte!


Dziś mieliśmy okazję obejrzeć w TV ceremonię otwarcia XXII Igrzysk Olimpijskich. Muszę przyznać, że skonstruowana była w ciekawy i przemyślany sposób - w 18 aktach opowiadała historię Imperium Rosyjskiego, przy czym nie zabrakło w tym barwnym spektaklu: rosyjskiego baletu, kozaków, scen rosyjskiej rewolucji i kopuł cerwii Wasyla Błogosławionego. Muszę przyznać, że widowisko było bardzo atrakcyjne wizualnie. Nie było przy tym wyzbyte symboliki i odniesień do kontekstu rosyjskiej rzeczywistości, lecz chyba były one czytelne nawet dla reprezentantów Togo i Zimbabwe. 

źródło: http://blogs.estadao.com.br/

Jasne, bez wpadek obyć się nie mogło - są one wpisane w historię igrzysk olimpijskich i zawsze wprowadzają szczyptę pikanterii. Jedną z nich był wielki śnieżny płatek śniegu, który nie przekształcił się w jeden z pięciu kręgów olimpijskich - no cóż, tego trudno było nie zauważyć a Sami Wiecie Kto musiał się naprawdę wkurzyć... Druga wpadka - dla bardziej wnikliwych - mapa Polski wyświetlona podczas pochodu naszej reprezentacji miała w swoich granicach obwód kaliningradzki (sic!). 


źródło: sport.pl

Mimo to, moim zdaniem Rosjanie zgodnie z zamierzeniem zdołali pokazać całemu światu swój potencjał artystyczny - nie było plastikowego show a piękne widowisko. Podczas scen rewolucji włos jeżył się na głowie! Dziwią mnie więc niezbyt przychylne komentarze w studiu TVP, że nudno, mało widowiskowo itp... i ograniczenie komentarza do wpadek zaserwowanych przez organizatorów. Jedynym moim zastrzeżeniem jest nieco przydługawa przemowa przewodniczącego MKOl Thomasa Bacha - przecież wszyscy (zarówno goście na trybunach jak i widzowie przed TV) świetnie wiedzieli z jakiej okazji się tam znajdują i co to była za ceremonia.

Podsumowując, cudne widowisko! A propos nieprzychylnych opinii w telewizji i internecie - na czas Olimpiady proponuję zawiesić wszelkie awersje i odłożyć na bok kwestie polityki. Chyba nie każdy pamięta, że taka była idea, która przyświecała starożytnym. W czasie rozgrywania igrzysk ogłaszano "pokój boży" i nawet już rozpoczęte wojny wstrzymywane były na 2 miesiące. Być może jestem naiwna, lecz ja wierzę, że sport ma potencjał "nośnika pokoju" i jest w stanie rozwiązywać waśnie, napięcie tkwiące między różnymi narodowościami w duchu fair play, na płaszczyźnie uczciwej, sportowej rywalizacji. A przez najbliższy czas proponuję poczuć sportowe emocje w Soczi i oczywiście kibicować naszym! Swoją drogą - prezentowali się świetnie - kto nie widział ceremonii może przekonać się zerkając na zdjęcie poniżej.


źródło: sport.pl

czwartek, 6 lutego 2014

Fartlek, czyli zabawa prędkością


Kiedy pomyślę o najważniejszych szwedzkich produktach eksportowych na myśl przyjdą mi: meble IKEA, klopsiki Kötbullar, ABBA i... Fartlek.


źródło: running.competitor.com

A cóż to takiego?

Fartlek oznacza dosłownie "zabawa z prędkością". Jest to trening będący formą pośrednią pomiędzy takim o stałej prędkości, a treningiem interwałowym. Jego poszczególne etapy nie są jednak z góry narzucone, jak w przypadku interwałów - o ich natężeniu decyduje spontanicznie biegacz. Trening składa się więc z różnorodnych następujących po sobie etapów, które odpowiadać mogą w naturalny sposób zróżnicowaniu terenu.


Trochę historii

Fartlek jako metoda treningowa zaproponowany został przez szwedzkiego biegacza Gösta Holméra w latach 30. XX wieku. Na początku bieganie metodą Fartlek było całkowicie spontaniczne, szybko pojawiły się jednak modyfikacje zakładające wcześniejsze zaprogramowanie treningu (w większym lub mniejszym stopniu).

W praktyce

Przepis na trening metodą Fartlek jest prosty - obieramy jakiś cel, do którego dobiegnięcie zajmie nam ok. 45min - 1h i eksperymentujemy z szybkością - to przyspieszamy, to zwalniamy. Oczywiście podstawą jest tutaj uważne słuchanie naszego organizmu. Staramy się wykorzystywać też różne elementy krajobrazu, m. in. pagórki, wąwozy. Trening ten stworzony jest wręcz do biegania w terenie, najlepiej po miękkim podłożu.


A jakie korzyści płyną z biegania po szwedzku? 

Trening o którym mowa ma kilka sporych zalet:
  • Jednocześnie ćwiczy zarówno szybkość jak i wytrzymałość; 
  • Dzięki temu, że jest spontaniczny nie musimy rozpraszać się w celu kontroli różnych parametrów;
  • Uczy nas reakcji organizmu na wysiłek o różnorodnym natężeniu;
  • Uczymy się taktyki biegu, rozkładu sił na poszczególnych etapach;
  • Może być łatwo modyfikowany w odniesieniu do np. naszego poziomu wytrenowania czy też czasu, którym dysponujemy danego dnia; 
Tak naprawdę wielu z nas biegaczy biega metodą Fartlek nawet nie będąc tego świadomymi. I bardzo dobrze, bo taki trening dzięki różnorodności pozwala długo utrzymać motywację na przyzwoitym poziomie. Bo jak sama nazwa wskazuje - to świetna zabawa.


Śniadanie mistrzów - owsianka ze śliwkami i z cynamonem


Uwielbiam rozpoczynać dzień od owsianki! Jak dla mnie świetna sprawa - rano ogarnia mnie wilczy głód, a miska owsianki pozwala zaspokoić go na długo. Dziś wzbogaciłam ją o suszone śliwki i cynamon, dorzuciłam też kilka bakalii. W ten prosty sposób powstało pyszne, rozgrzewające zimowe śniadanie.




Moim jedynym zastrzeżeniem co do owsianki, jest to, że musi być zrobiona ze zwykłych płatków owsianych, nie błyskawicznych. Ta druga jest zbyt rozdrobniona, a ja lubię jak jedzenie jest "na ząb". Poza tym zwykłe płatki owsiane są bardziej wartościowe dzięki temu, że nie zostały poddane dodatkowej obróbce. A owsianka to źródło mnóstwa cennych substancji odżywczych - stanowi źródło białka, błonnika, witamin i minerałów. Zawiera substancje psychogenne poprawiające nastrój, świetnie wpływa na nasze samopoczucie i zmniejsza uczucie zmęczenia, a przy tym jest całkowicie legalna! Na dodatek jest to prawdziwa kuracja upiększająca - poprawia cerę i kondycję włosów oraz paznokci. 

Niektórzy robią na mleku, inni na wodzie - a ja idę na kompromis i robię pół na pół. Na samej wodzie jest dla mnie bez smaku a na mleku trochę zbyt... mleczna.


  • płatki owsiane - 3-4 łyżki
  • mleko / woda
  • szczypta soli
  • łyżeczka miodu
  • suszone śliwki
  • bakalie
  • cynamon



A więc dla zdrowia, nastroju, urody i energii - owsianka!




Śniadanie mistrzów

środa, 5 lutego 2014

Ciało sportowca - fotografie Howarda Schatza


Niedawno moją uwagę przyciągnęły zdjęcia wykonane przez Howarda Schatza do wydanego w 2002 roku albumu "Athlete". Fotograf uwiecznił ciała 125 olimpijczyków uprawiających różnorodne dyscypliny sportu. Uznałam to za naprawdę fascynujące - różnorodność proporcji, kompozycji ciał tych wiodących prym sportowców jest naprawdę niewiarygodna. Zdjęcia skłaniają również do refleksji - wiele z tych ciał zbliża się do wzorcowego piękna, będąc jednocześnie tak bardzo od siebie różnymi. Pozwala to uzmysłowić sobie jak względne jest poczucie estetyki i jak wiele jest wzorców, do których można dążyć.





Ciekawi mnie też zagadnienie współistnienia dwóch czynników, które musiały wpłynąć na ich sportowy sukces. Z jednej strony są to pewne cechy wrodzone i określone cechy fizyczne, które zadecydowały o tym, że to właśnie oni zdobyli medale. Z drugiej strony intensywny trening - skupiając się na specyficznych partiach mięśni w dużej mierze zdeterminował wygląd, proporcje ciała każdego ze sfotografowanych sportowców.

Autor fotografii zauważył jednak, że fotografując swoich modeli interesowały go nie tylko ich cechy fizyczne, ale również psychika. Zauważył, że aby być najlepszym, olimpijczycy musieli przejawiać niespotykaną pasję, determinację i poświęcenie.

Proponuję ciekawą zabawę - czy uda Wam się zgadnąć bez zerkania na opisy jakie dyscypliny reprezentują sportowcy na poniższych zdjęciach?











źródło fotografii: dailymail.co.uk

poniedziałek, 3 lutego 2014

Savoir-vivre na stoku


Sezon narciarski w pełni, zanim jednak wyruszymy na stok warto zapoznać się z podstawowymi zasadami bezpieczeństwa. Wydawać się może, że to oczywiste oczywistości, jednak uprawianie sportów zimowych niesie za sobą poważne ryzyko - o czym ostatnio mógł się przekonać chociażby Michael Schumacher. W dodatku co roku na stokach pojawiają się narciarze i snowboardziści, którzy z etykietą narciarską niestety są na bakier. Przestrzeganie kilku prostych zasad i trochę zdrowego rozsądku pozwoli nam zminimalizować ryzyko i sprawi, że w pełni będziemy mogli się cieszyć z wyjazdu w góry.






Międzynarodowy Dekalog Narciarski FIS:


1. Wzgląd na inne osoby
Każdy narciarz powinien zachowywać się w taki sposób, aby nie stwarzać niebezpieczeństwa dla innej osoby i nie powodować żadnej szkody.

2. Panowanie nad szybkością
Narciarz może zjeżdżać z szybkością stosowną do swoich umiejętności, rodzaju i stanu trasy oraz pogody.

3. Wybór kierunku jazdy
Znajdujący się na stoku narciarz, który ze względu na lepszą widoczność z góry, dysponuje większą możliwością wyboru trasy zjazdu, musi wybrać taki tor jazdy, aby uniknąć wszelkiej możliwości zderzenia z narciarzem znajdującym się poniżej na stoku.

4. Wyprzedzanie
Wyprzedzanie może następować zarówno po stronie doskokowej jak i odskokowej, po stronie prawej lub lewej, lecz w takiej odległości, która pozwoli uniknąć potrącenia wyprzedzanego.

5. Przejazd i krzyżowanie torów jazdy
Narciarz, który przystępuje do zjazdu na trasie lub pólku narciarskim, powinien sprawdzić, patrząc w górę i w dół, czy nie spowoduje niebezpieczeństwa dla siebie i innych. To samo obowiązuje go przy każdym ruszeniu z miejsca po chwilowym zatrzymaniu.

6. Zatrzymywanie się
Tylko w razie absolutnej konieczności narciarz może zatrzymać się na trasie zjazdu, zwłaszcza w miejscach zwężeń i miejscach ograniczonej widoczności. Po ewentualnym upadku narciarz winien usunąć się z toru jazdy, tak szybko jak to tylko jest możliwe.

7. Podchodzenie
Narciarz powinien podchodzić tylko poboczem trasy, w przypadku złej widoczności powinien zejść zupełnie z trasy. To samo zachowanie obowiązuje narciarzy, którzy pieszo schodzą w dół.

8. Stosowanie się do znaków narciarskich
Każdy narciarz winien stosować się do znaków narciarskich, ustawianych na trasach.

9. Wypadki
W razie powstania wypadku każdy, kto znajdzie się w pobliżu, powinien udzielić poszkodowanym pomocy.

10. Stwierdzenie tożsamości
Każda osoba wmieszana w wypadek lub będąca jego świadkiem, jest zobowiązana podać swoje dane osobowe.





Powyższe zasady warto sobie przyswoić, a ja jeszcze dodam od siebie - nie zapominajcie o kasku wyruszając na stok!

sobota, 1 lutego 2014

Tagliatelle ze szpinakiem i orzeszkami piniowymi


Jak można wywnioskować na podstawie zamieszczanych przeze mnie przepisów, różnego rodzaju makarony często pojawiają się w mojej kuchni. Nie ma co ukrywać - liczne pobyty we Włoszech w dużym stopniu wpłynęły na to, jak wygląda mój jadłospis. Klasyczne penne i spaghetti, fikuśne farfalle, rigatoni, czy też długaśne bucatini - uwielbiam wszelkie makarony za prostotę i szybkość ich przygotowywania, za różnorodność ich kształtów i oczywiście za to, że dania wyczarowane z ich wykorzystaniem są zawsze pyszne i sycące! Dziś na talerz trafiły tagliatelle, a głównym dodatkiem był szpinak - przy tej arktycznej bieli za oknem chyba zatęskniłam za odrobiną wiosennej zieleni. Dla wzbogacenia potrawy dodałam też uprażone orzeszki piniowe, które latem własnoręcznie wyłuskałam z szyszek pinii.




Składniki*:
  • makaron jajeczny tagliatelle
  • 1 ząbek czosnku
  • szpinak (użyłam mrożonego w liściach)
  • śmietana
  • oliwa z oliwek
  • sól, gałka muszkatołowa
  • parmezan
  • orzeszki piniowe


Na oliwie z oliwek podsmażyłam posiekany czosnek, dodałam szpinak i poddusiłam go trochę. Przyprawiłam solą i pieprzem, po czym dodałam ok. 3 łyżek śmietany. W międzyczasie ugotowałam makaron. Wymieszałam go z sosem szpinakowym. Już na talerzu sypnęłam szczyptę parmezanu i na zwieńczenie dzieła dodałam uprażone na suchej patelni orzeszki piniowe. Jak widać - danie ekspresowe. Smacznego!





*Nie podaję dokładnych ilości, gdyż wszystko zależy od liczby porcji, apetytu danego dnia a także osobistych    preferencji. Sama wiem, że bardzo często zdarza mi się dość znacznie modyfikować proporcje.  

piątek, 31 stycznia 2014

Białe szaleństwo a dieta


Zbliża się dzień wyjazdu na narty czy też snowboard - nocleg w górach już zarezerwowany, zakupione nowe gogle, narty naostrzone, poczynione zostały też przygotowania kondycyjne i wykupione ubezpieczenie;). Jest jednak jeszcze jeden aspekt, na który warto zwrócić uwagę w kontekście białego szaleństwa i którego nie można zaniedbać przy uprawianiu jakiegokolwiek sportu. Mowa o diecie narciarza. To, co zjemy przed, podczas i po powrocie ze stoku nie pozostanie bez wpływu na jakość naszego szusowania.

źródło: freedomsphoenix.com

Jazda na nartach lub snowbordzie wymaga sporych pokladów energii. Aby nigdy nie zabrakło nam paliwa na stoku warto podzielić dzienne spożycie na 3 posiłki uzupełnione o 2 przekąski.

Śniadanie zjedz jak król. Pierwszy posiłek dnia powinien dostarczać energii na rozpoczęcie dnia i wytrwanie na stoku do obiadu. Powinien więc być obfity, aczkolwiek nie obciążający żołądka.

Świetną przekąską do zabrania na stok jest banan zawierający dużo potasu przeciwdziałającego skurczom mięśni lub gorzka czekolada, która dostarcza energii i jest bogata w magnez. Takie smakołyki szybko sprawią, że energia powróci, gdy już poczujemy pierwszy głód.


źródło: groupon.it


Podczas obiadu energię najlepiej czerpać z węglowodanów, powinien zawierać on również białko. Nie należy przesadzać z tłuszczami, które obciążają układ trawienny i nie sprzyjają aktywności fizycznej. Warto przy tym postawić na jedzenie, które w naturalny sposób rozgrzewa organizm. Prym wiodą tu wszelkiego rozdzaju zupy. Dla lepszego samopoczucia warto za to ograniczyć spożywanie produktów wychładzających.




Nie zapominajcie też o nawodnieniu. Gdy jest zimno często nie odczuwamy pragnienia a jedynym spożywanym napojem jest grzane wino w karczmie na stoku. Tymczasem należy od czasu do czasu sięgnąć po wodę lub napój izotoniczny. Pijąc alkohol na stoku warto też pamiętać, że nawet jego niewielka ilość może spowalniać czas reakcji, a poza tym sprzyja wychłodzeniu organizmu.




Oczywiście wczasy w górach mają być przyjemnością, więc od czasu do czasu można sobie pofolgować. Filiżanka gorącej czekolady w polskich górach albo Bombardino w Alpach będą świetne na wieczorną regenerację po dniu spędzonym na mrozie. Warto też skorzystać z okazji do spróbowania lokalnych przysmaków. Góralska kuchnia, mimo, że do lekkich nie należy, pozwoli nam szybko uzupełnić wydatek energetyczny.

Miłego szusowania i smacznego, a już niedługo kolejny artykuł z serii "Niezbędnik narciarza"!

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Aktywność fizyczna zimową porą? Squash!


W końcu zima zawitała w naszych stronach. Uprawianie aktywności fizycznej na świeżym powietrzu staje się wyzwaniem, gdy kreska termometru znajduje się grubo poniżej zera. Tak naprawdę optymalnie byłoby wskoczyć pod koc i z kubkiem gorącej czekolady wpatrywać się w tańczące w kominku płomienie. Ci jednak, co nie dają rady długo usiedzieć w jednym miejscu mają do wyboru całe spektrum możliwości. Można by oczywiście w tym miejscu rozpisać się o urokach sportów zimowych, ja jednak przedstawię propozycję świetnej zabawy bez opuszczania granic miasta - SQUASH! Potrzebny nam będzie tylko partner chętny do gry i możemy zaczynać.

źródło: 43septembrie.blogspot.com

Kilka podstawowych informacji:


  • GDZIE? W Squasha gra się na korcie ograniczonym 4 ścianami, które wykorzystywane są przy zagraniach. Można stwierdzić, że gra się zamkniętym w półprzeźroczystym pudełku o wymiarach 9,75 x 6,40m. Tak więc przygodę ze squashem rozpoczynamy od rezerwacji takiego kortu.
  • CZYM? Do gry potrzebna nam będzie rakieta (nieco mniejsza od tej do tenisa) oraz piłka (mała gumowa piłka - dla początkujących graczy przeznaczone są te bardziej odbijające się). Nie musicie dysponować własnym sprzętem - można go wypożyczyć w każdym centrum squasha.
  • JAK? Pierwsza zasada - przy serwie piłka musi odbić się od przedniej ściany i wylądować na połowie przeciwnika, którą wyznacza linia na podłodze. Przy kolejnych zagraniach piłka musi odbijać się wciąż od przedniej ściany, ale oprócz tego można wykorzystywać również ściany boczne i tylną. 
  • JAK LICZYĆ PUNKTY? Mecz trwa do 3 wygranych setów liczonych do 11 punktów. Jeśli obydwaj zawodnicy mają po 10 punktów, potrzebne są 2 punkty przewagi aby wygrać seta. Z uwagi na niewielkie rozmiary kortu może dojść do niezamierzonej interferencji zawodników - wtedy przyznaje się tzw. LET, czyli piłkę nierozstrzygniętą.

źródło: aqua-zdroj.pl

To tyle tak na początek, oczywiście w wielkim skrócie. Jeśli zdecydujecie się wyskoczyć na squasha pamiętajcie o stabilnym, nieślizgającym się sportowym obuwiu. Gra jest bardzo dynamiczna, a przy tak częstych zwrotach akcji na tak niewielkiej przestrzeni o kontuzję nietrudno. Squash to naprawdę świetna zabawa, a podstawy gry i wyprowadzanie uderzeń można opanować całkiem szybko, przez co dostarcza dużo satysfakcji (oczywiście im dalej w las tym więcej drzew). Dobrej zabawy!

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Zielona herbata - mądrość Wschodu zaklęta w filiżance

Zielona herbata znana i ceniona przez kultury Wschodu od tysiącleci, w naszej kulturze zdobywa coraz większe rzesze zwolenników dopiero od niedawna. Napój ten ma słomkową barwę i charakterystyczny smak, który nie wszystkim odpowiada - choć w dużej mierze jest to kwestia przyzwyczajenia. Ja sama do niedawna nie miałam w zwyczaju picia zielonej herbaty. W porównaniu do czarnej wydawała mi się ona mdła i nawet żadne dodatki w postaci cukru albo cytryny nie były w stanie mnie do niej przekonać. Jej smak doceniłam w pełni dopiero podczas podróży do Chin. Może to kwestia braku alternatywy (w Chinach czarna herbata to rzadkość), a może jej doskonałej jakości i odpowiedniego parzenia. Widok skąpanych w zieleni plantacji herbaty na pewno też odegrał tu swoją rolę.



urocze podwórko w Szanghaju

Tak więc zielona herbata na stałe zagościła już w mojej filiżance (całe szczęście przywiozłam z Chin spory zapas, więc piję ją też po to, aby wraz z aromatem przywołać barwne wspomnienia z podróży). I bardzo dobrze - nie od dziś wiadomo, że zielona herbata ma niezwykle dobroczynny wpływ na nasze zdrowie. Będąc silnym antyoksydantem zapobiega wielu chorobom - w tym niektórym nowotworom. Obniża ciśnienie krwi, reguluje poziom "złego" cholesterolu i cukru we krwi. Wynika z tego, że jej korzystne działanie wycelowane jest wprost w największe bolączki zdrowotne współczesnego człowieka.



zielona herbata - sprzedaż uliczna w Szanghaju

Zielona herbata sprawia jednak nie tylko to, że jesteśmy zdrowsi, ale i piękniejsi. Spowalnia proces starzenia się, pomaga w walce z wieloma chorobami skóry i stymulując przemianę materii jest naszym sprzymierzeńcem w zrzucaniu wagi. I last but not least nie jest bez wpływu na nasz intelekt - będąc delikatnym stymulantem rozjaśnia umysł. Jestem pewna, że sam Konfucjusz chętnie raczył się filiżanką zielonej herbaty. To jak już jesteśmy przy Konfucjuszu, to na zakończenie taka miła sentencja:

"Kobieta zwyczajna ma tyle rozumu, co kura. Kobieta nadzwyczajna - tyle, ile dwie kury".


uprawy zielonej herbaty i bambusowe lasy u podnóży Żółtych Gór


piątek, 17 stycznia 2014

Na kortach Australian Open można smażyć jajka!

Dziś przepis na jajka a' la Djokovic. Do przyrządzenia takiego przepisu potrzebne będzie jedynie:

  • jajko (najlepiej klasy 0 - z hodowli ekologicznej), 
  • kort tenisowy osiągający temperatury nagrzanej patelni,
  • żar lejący się z nieba podczas australijskiego lata. 

źródło: independent.co.uk


Smażyć na półmiękko przez kilka minut. Najlepiej smakują doprawione szczyptą emocji, których dostarczają gry rozgrywane na wielkoszlemowym turnieju.



źródło: bleacherreport.com
To dopiero daje wyobrażenie jak nadludzki wysiłek wkładają tenisiści w grę na tegorocznym Australian Open... świadczyć może o tym też częstotliwość interwencji służb medycznych. A tu umęczona Maria Sharapova w trakcie katorżniczych zmagań.

czwartek, 16 stycznia 2014

13 dobrych powodów, by biegać


Czy dziwisz się czasem widząc biegacza pokonującego dziarsko kolejne kilometry w mrozie lub deszczu, kiedy Ty masz ochotę zapaść w okresową hibernację? A może już postanowiłaś/eś zacząć biegać, ale wciąż jeszcze zastanawiasz się jaki właściwie to ma sens? Oto kilka dobrych powodów:

źródło: pinczek.pl


  1. Bieganie jest łatwe. Zacząć biegać to nie jest żadna filozofia - trochę chęci - wstajesz z kanapy, zamykasz za sobą drzwi i po prostu biegniesz przed siebie - jak potrafisz i póki masz ochotę!
  2. Bieganie jest tanie. Nie wymaga wielkich nakładów finansowych, jedyna inwestycja, której nie można przeskoczyć to zakup butów - gdy już je masz, możesz biegać wszędzie i zawsze gdy tylko masz na to ochotę.
  3. Nabierasz kondycji fizycznej. Gdy zaczniesz już biegać - szybko poczujesz różnicę. Twój organizm stanie się bardziej wydolny, a podbiegnięcie kilku metrów aby zdążyć na odjeżdżający autobus nie będzie robiło na Tobie większego wrażenia.
  4. Bieganie odchudza. Jeśli marzysz o smukłej i wysportowanej sylwetce - biegaj ile sił w nogach!
  5. Sprzyja nawiązywaniu kontaktów. Wszyscy wiedzą, że biegacze to fajni ludzie, a ja wychodzę z założenia, że nic tak nie łączy, jak wspólnie przelany pot.
  6. Bieganie relaksuje. Nic tak nie pomaga się wyłączyć, gdy mamy mnóstwo spraw na głowie i zszargane nerwy. W dodatku kosztuje mniej od psychoterapeuty.
  7. Bieganie inspiruje. Rozjaśnia umysł, gdy poszukujemy kreatywnych rozwiązań.
  8. Uszczęśliwia! Endorfiny wprawiają nas w świetny nastrój, ale uwaga - uzależniają!
  9. Daje nam zdrowie. Poprawia funkcjonowanie całego organizmu - układu krążenia, oddechowego, reguluje gospodarkę hormonalną. Oby tak do 100 lat!
  10. Aktywizuje. Po intensywnej przebieżce jesteśmy super-aktywni i czujemy, że świat jest nasz. 
  11. Uspokaja. Gdy przyjdzie czas na sen, zamykamy oczy i śpimy jak dzieci.
  12. Patrzymy z innej perspektywy na otoczenie. Sprawia, że szczerze zaczynamy kochać siebie i otaczający nas świat. 
  13. Biegając świecimy przykładem dla tych, którzy jeszcze dziwią się po co się tak męczysz biegnąc w mrozie czy deszczu.

źródło: polyvore.com

Makaron z chorizo, pomidorkami i rukolą


Kolejny szybki makaron skomponowany z tego, co zalegało akurat w lodówce. Na oliwie podsmażyłam poszatkowaną cebulę, dodałam do niej pokrojoną pikantną kiełbaskę chorizo, następnie na patelni wylądowały pomidorki koktajlowe. W międzyczasie ugotowałam makaron - tym razem wybór padł na sedanini rigati. Po odcedzeniu wymieszałam go ze składnikami na patelni, na chwilę przed zdjęciem z ognia dodałam jeszcze garść rukoli.















Proporcji nie podaję, wystarczy wymieszać wszystko "na oko" i na pewno wyjdzie pysznie. Muszę przyznać, że ten prosty spontaniczny przepis bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, uwielbiam takie szybkie gotowanie!


Składniki

  • makaron
  • cebula
  • chorizo
  • pomidorki koktajlowe
  • rukola
  • sól, pieprz






Bieganie naturalne - chwilowa moda czy trzęsienie ziemi w biegackim świecie?


Czy słyszeliście o bieganiu naturalnym? Ostatnio coraz częściej obijało mi się o uszy to hasło więc postanowiłam zaczerpnąć więcej informacji na ten temat. Przejściowa moda? A może trzęsienie ziemi w biegackim świecie? Niesamowite jest to, że wydawałoby się najprostszy rodzaj aktywności fizycznej, bieganie, wciąż budzi tyle kontrowersji. Co raz pojawiają się nowe techniki, głoszone są coraz to nowe, rewolucyjne teorie - jak należy biegać.

źródło: żródło: corbisimages.com

No ale wracając do sedna sprawy - co to znaczy "biegać naturalnie"? Człowiek jest istotą wręcz stworzoną do pokonywania długich dystansów, a wszystko to dzięki dysponowaniu tak genialnym mechanizmem jakim jest nasze ciało. Instynktownie potrafimy poruszać się z gracją, w sposób nie powodujący zbędnego wydatku energetycznego i łagodny dla naszych stawów. Cały ten mechanizm, jak głoszą piewcy biegania naturalnego, został jednak zakłócony wraz z wynalezieniem obuwia. Zmieniła się biomechanika naszego biegu, a wstrząsów wywołanych lądowaniem na pięcie nie są w stanie zamortyzować nawet coraz nowocześniejsze systemy stosowane przez producentów butów.

źródło: kirainet.com
Jeśli chcielibyśmy jednak biegać zgodnie z naturą pojawiłby się pewien problem - najbliższe otoczenie statystycznego biegacza nie jest raczej usłane mięciutkim mchem a kostką brukową i asfaltem. I tutaj wychodzą nam naprzeciw producenci obuwia, którzy kreują nowe trendy. Na wystawach sklepów i zaraz potem na nogach biegaczy pojawiły się minimalistyczne buty, które mają chronić stopę przed uszkodzeniami mechanicznymi nie zaburzając naturalnej biomechaniki ruchu. Prawdziwym hitem są zwłaszcza przezabawne pięciopalczaste buty, jak choćby te zaprezentowane na obrazku obok produkowane przez firmę Vibram. Trochę zaburzają one moje poczucie estetyki ale chętnie przekonałabym się na własnych stopach jak się biega w takim minimalistycznym obuwiu, które zdaje się być niemal drugą skórą. 

Trudno powiedzieć ile w bieganiu naturalnym jest reklamy producentów obuwia, ile górnolotnej filozofii głoszącej konieczność powrotu do natury a ile rzeczywistej troski o nasze zdrowie, wydaje mi się, jednak, że jest to ciekawy trop. Bieganie boso jest naturalne i zdrowe - tak biegali nasi przodkowie i tak biegają niektóre ludy rozsiane po całym świecie pokonując dystanse godne maratończyków. Mimo, że trend jest dosyć nowy, badania zdają się potwierdzać jego słuszność. Bieganie na bosaka zmienia układ sił działających na aparat ruchu, wzmacnia mięśnie łydek i stóp i w konsekwencji zmniejsza ryzyko kontuzji (jak wskazują niektóre badania nawet o 30%).

Swoją drogą, jeśli chodzi o trendy w świecie fitness, idea powrotu do natury nie przyświeca tylko biegaczom, tylko zerknijcie na ten hit treningowy na rok 2014 Animal Flow - to dopiero jest powrót do korzeni:


środa, 15 stycznia 2014

Niezbędnik narciarza - przygotowanie do sezonu


Rozpoczyna się sezon narciarski / snowbordowy, na pewno już planujecie tegoroczne Białe Szaleństwo. Zanim jednak przypniecie do nóg jedną lub dwie deski, warto pomyśleć o odpowiednim przygotowaniu kondycyjnym. Jako, że pogoda w tym roku narciarzy nie rozpieszcza i zima bardzo nieśmiało sobie poczyna, jest jeszcze trochę czasu na trening. Oczywiście optymalnie byłoby ćwiczyć przez okrągły rok, albo zacząć przygotowania z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, ale w myśl dewizy lepiej późno niż wcale nie odpuszczajcie sobie treningu nawet, jeśli wyjazd tuż tuż. Jeśli poświęcimy chociażby 20-30 minut kilka razy w tygodniu na proste ćwiczenia, na stoku będziemy odczuwać o wiele więcej przyjemności z jazdy i - co najważniejsze, będziemy mniej narażeni na kontuzje.










Jak się przygotować?

Najlepszym rozwiązaniem będzie wykupienie karnetu na siłownię - zmobilizuje on Was do regularnych treningów a ćwiczenia z dodatkowym obciążeniem wzmocnią Wasze mięśnie i stawy.

Program ćwiczeń powinien obejmować wszystkie partie mięśni, jednak najwięcej uwagi należy poświęcić nogom - podczas jazdy na nartach to one wykonują największą pracę.

Jeśli jednak siłownia Wam nie po drodze, równie dobrze możecie przygotować się w domu - potrzebne będzie tylko troszeczkę samodyscypliny.

Zawsze należy pamiętać o rozgrzewce - ma ona na celu przygotowanie organizmu do wysiłku fizycznego. Może polegać na biegu, różnych podskokach, wymachach rąk i nóg (wykonywanych jednak w sposób kontrolowany), krążeniach rąk i nóg we wszystkich stawach. Nie pomijajcie tego etapu - szkoda byłoby doznać kontuzji przed samym wyjazdem.

Część właściwa treningu powinna zawierać ćwiczenia na różne części ciała: brzuszki, wznosy tułowia w leżeniu na brzuchu, naprzemienny wyprost rąk i nóg w pozycji na czworaka i przede wszystkim różne wariacje przysiadów. 

Możemy zastosować obciążenie, aby zwiększyć intensywność ćwiczeń - jeśli mamy hantle - świetnie, jeśli nie, można użyć 2 małych butelek wypełnionych wodą.

Taki trening możecie zakończyć rozciąganiem statycznym, które zwiększy elastyczność mięśni, ścięgien i więzadeł, przez co będziemy mniej podatni na kontuzje.

Świetnym uzupełnieniem takich domowych treningów będą ćwiczenia w terenie - podczas zwykłej przebieżki warto wpleść elementy ćwiczeń wzmacniających wytrzymałość oraz koordynację ruchową.






A już niedługo kolejne wpisy z serii "Niezbędnik narciarza / snowboardzisty"...

Indeks Glikemiczny - co to takiego i jak może nam pomóc w odchudzaniu?


Dzisiaj post, który zainteresuje niewątpliwie tych, którzy przywiązują wagę do tego, co ląduje na ich talerzach i w jaki sposób wpływa to na ich organizm. Na pewno słyszeliście nie raz o Indeksie Glikemicznym, wiem jednak, że dla wielu osób jest to wciąż bardzo enigmatyczne i niejasne zagadnienie.







Co to takiego?

Indeks Glikemiczny to wskaźnik, który pozwala na klasyfikację produktów żywnościowych na podstawie tego, jak ich spożycie wpływa na poziom glukozy we krwi (zjawisko glikemii poposiłkowej). 

Punktem odniesienia do jego wyznaczenia jest porcja produktu zawierająca 50g węglowodanów przyswajalnych a podstawą skali jest wzrost poziomu cukru mający miejsce po spożyciu 50g czystej glukozy (tzn. 50g glukozy ma IG=100).

Im dany produkt ma wyższy indeks glikemiczny, tym wyższy poziom cukru we krwi będziemy mieć po jego spożyciu.

IG a dieta

Indeks Glikemiczny ułatwia kontrolę poziomu cukru we krwi, w związku z czym może być bardzo użyteczny przy planowaniu różnego rodzaju diet (stanowi cenną informację zwłaszcza dla diabetyków i osób odchudzających się). Unikając produktów o wysokim IG (>70), możemy ograniczyć wydzielanie insuliny i w konsekwencji mieć większą kontrolę nad napadami głodu. Należy też podkreślić, że wysoki poziom insuliny sprzyja odkładaniu tkanki tłuszczowej, więc znajomość IG poszczególnych produktów może stanowić cenną pomoc jeśli zależy nam na zrzuceniu w rozsądny sposób kilku kilogramów (oczywiście tylko pod warunkiem, że wszystko nie skończy się na samej teorii).

Aby poznać IG danego produktu wystarczy zerknąć do jednej z wielu dostępnych np. w internecie tabel (w wersji drukowanej czy chociażby aplikacji na smartfona). Zazwyczaj klasyfikują one produkty na te o wysokim (>70), średnim (56-69) i niskim (55-0) IG. Oto wykaz wartości IG dla kilku przykładowych produktów:

źródło: beautybook.pl

Zerkając na tabele należy pamiętać, że IG produktów jest wskaźnikiem, który w zależności od wielu czynników podlega sporym wahaniom. Jednym z nich jest obróbka cieplna. Dla przykładu IG surowej marchewki wynosi tylko 35, jednak po długim gotowaniu wzrasta on aż do 85! Podobnie jest w przypadku makaronu - im krócej jest on gotowany, tym niższy jego indeks glikemiczny. Włosi wiedzieli, co robią propagując gotowanie makaronu "al dente".


Małe sprostowanie, czyli Ładunek Glikemiczny

Na zakończenie napiszę, że pisząc o IG nie mam zamiaru demonizować ziemniaków, czy gotowanej marchewki. I tutaj, aby rozgrzeszyć wyżej wspomniane produkty, z pomocą przychodzi kolejny wskaźnik, czyli Ładunek Glikemiczny. O ile IG dostarcza tylko informacji jakościowych, o tyle ŁG uwzględnia również te ilościowe, biorąc pod uwagę masę spożytych węglowodanów. Może posłużę się tu przykładem - dynia zaliczana jest do produktów o wysokim IG (75), ale należy wziąć pod uwagę, że zawiera bardzo niewiele węglowodanów, jedynie 6,5g/100g, w związku z czym jej spożycie nie podniesie na w znaczący sposób poziomu cukru we krwi (oczywiście o ile nie będzie to taaaaka dynia jak na załączonym obrazku).

Ładunek Glikemiczny wyliczamy w następujący sposób:

ŁG = IG x (g węglowodanów w porcji produktu) / 100

Tak więc 100g wspomnianej dynii będzie miało ŁG = 75 x 6,5 / 100 = 5

a dla porównania 100g makaronu (w porcji 100g znajduje się 75g węglowodanów): 
ŁG = 57 x 75 / 100 = 43

źródło: garnek.pl
Podsumowanie

Indeks glikemiczny może być cenną wskazówką w planowaniu diety, należy jednak pamiętać o tym, że powinien być on rozpatrywany zarówno jakościowo jak i ilościowo. Nie warto też od razu demonizować i całkowicie wykluczać z jadłospisu produktów o wysokim IG, wystarczy kierować się kilkoma prostymi zasadami:

  • należy zachować umiar w przyjmowaniu węglowodanów,
  • warto zestawiać je z produktami bogatymi w błonnik,
  • nie przesadzajmy z długością gotowania,
  • starajmy się ograniczać produkty wysoko przetworzone.

Mam nadzieję, że post okaże się Wam przydatny i choć trochę rozjaśni to wcale nie proste zagadnienie.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pean na cześć omleta


Dziś migawka z mojej potreningowej kolacji - będzie dietetycznie i patetycznie. No bo jak tu nie popadać w patos w obliczu jednego z najgenialniejszych wynalazków sztuki kulinarnej - omleta. Jajka same w sobie są doskonałym składnikiem diety - stanowią świetnie przyswajalne białko i zawierają wiele cennych substancji odżywczych. Są sprzymierzeńcem ludzi prowadzących aktywny styl życia, ale także osób odchudzających się. Czy wiecie, że dwa duże jajka zawierają tylko ok. 150kcal? 





Jednak to, co jest w jajkach najwspanialsze, to to, że przy wszystkich tych korzyściach płynących z ich spożywania, istnieje też nieskończenie wiele sposobów na ich przygotowanie.
Taki omlet jest jednym z moich dań kryzysowych, kiedy lodówka świeci pustkami a chęci na wycieczkę do sklepu i jakieś skomplikowane gotowanie brak. To jednak nie uchybia w żadnym stopniu jego godności, a gdy jeszcze podsmażymy cebulkę, dodamy szpinak i posypiemy na koniec wszystko płatkami parmezanu, to będziemy cieszyć się daniem, które w ekspresowym tempie uczyni nas silnymi niczym Popeye!